Witajcie kochane w kolejnym wpisie. Jeśli śledzicie mnie regularnie na Instagramie. wiecie, że co tydzień pokazuję wam tam 3 maseczki, które zużyłam ostatnio i dzielę się swoimi pierwszymi wrażeniami. Mam w tej kwestii, co prawda zaległości względem wpisów na blogu, ale postaram się jakoś to nadrobić i dzisiaj, aby mieć mniej tych zaległości, zapraszam was, na szersze recenzje 3 maseczek. Które z nich są warte polecenia, a co lepiej sobie odpuścić, dowiecie się z dalszej części:)
BIELENDA BLUEBERRY C-TOX MASECZKA SMOOTHIE
Maseczkę Bielenda Blueberry C-Tox smoothie mask udało mi się kupić na jakiejś promocji za ok. 3 zł, więc sądzę, że to całkiem przystępnie. Producent obiecuje, że maska nie obciąża, szybko się rozprowadza, nawilża i wygładza skórę oraz sprawia, że cera jest promienna. Pierwsze co, mnie urzekło w tej masce, to jest ładny borówkowy zapach, bardzo podobny choćby do jogurtu z owocami leśnymi. Faktycznie, jak obiecuje producent. nie ma problemu z rozprowadzeniem maseczki na buzi, konsystencja jest kremowa i nie sprawia problemów. Co prawda, znajdują się w niej czarne drobinki, które chyba mają za zadanie chyba peelingować, aczkolwiek czułam je jedynie pod dłońmi, nakładając maskę i raczej na jakiś efekt peelingu nie liczyłam z ich strony, bo uważam, że było ich za mało do tego celu. Nie mniej jednak nie można tej maseczce odmówić tego, że faktycznie bardzo fajnie nawilża skórę i ją odżywia. Pozostawia po sobie co prawda delikatną olejkową warstwę, ale nie jest ona na szczęście uciążliwa dla cery i nie przeszkadza na dłuższą metę. Myślę, że ta maseczka będzie też dobra dla skór suchych.
Skład
Aqua (Water), Sorbitol, Glycerin, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Ethylhexyl Stearate, Orbignya Oleifera (Babassu) Seed Oil, Glyceryl Stearate, Cetearyl Alcohol, Potassium Cetyl Phosphate, Vaccinium Corymbosum (Blueberry) Seed, Vaccinium Corymbosum (Blueberry) Seed Oil, Vaccinium Corymbosum (Blueberry) Fruit Extract, Citrus Junos (Yuzu) Fruit Extract, Rubus Idaeus (Raspberry) Fruit Extract, Rubus Idaeus (Raspberry) Seed Oil, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, 3-O-Ethyl Ascorbic Acid, Hydrolyzed Glycosaminoglycans, Hyaluronic Acid, Tripelargonin, Caprylic/Capric Triglyceride, Tocopherol, Beta-Sitosterol, Squalene, Ascorbyl Palmitate, Glycine Soja (Soybean) Oil, Diethylhexyl Syringylidene Malonate, Sodium Stearoyl Glutamate, Sodium Polyacrylate, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/VP Copolymer, Disodium EDTA, Citric Acid, Ethylhexylglycerin, Phenoxyethanol, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Benzyl Alcohol, Parfum (Fragrance), CI 77891, CI 77019, CI 42090, CI 17200.
W samym składzie jak widzicie, praktycznie same dobroci. Oczywiście pod koniec znalazły się 3 wyjątki, na które warto uważać. Pierwszy jest trigilceryd, który ma za zadanie poprawiać konsystencję produktu, ale nie każda cera się z nim polubi, bo lubi zostawiać warstwę, która zapycha pory, podobnie jak olejek sojowy. Natomiast wrażliwe cery powinny uważać na kwas cytrynowy.
DELIA BOTANICAL FLOW GLINKOWA MASECZKA OCZYSZCZAJĄCA
Maseczka Delia Botanical Flow z zieloną glinką i naturalną wodą kokosową kosztowała ok. 4 zł. Udało mi się ją dorwać w drogerii Sekret Urody. Czy jest stacjonarnie do kupienia gdzieś jeszcze, nie mam pojęcia. Producent obiecuje nam, że maska odświeża, matuje i oczyszcza. Na początek powiem wam, że ta maska genialnie pachnie kokosowymi ciastkami. Jednak w działaniu już nie jest tak kolorowo, ponieważ po tej maseczce nie widziałam żadnej różnicy na swojej twarzy po jej użyciu. Dodatkowo w czasie, kiedy trzymałam ją na twarzy, czułam delikatne pieczenie, a cera po zmyciu maski była troszkę zaczerwieniona. Sama maska nie zastyga, więc nie trzeba w tym przypadku mieć pod ręką hydrolatu, chyba że jakiś łagodzący, to jak najbardziej jest wskazane. Saszetka wystarczyła mi na jedno użycie i raczej mnie to cieszy, bo drugi raz nie chciałabym jej użyć, choćby też ze względu na podrażnienie.
Borówkowa była na prawdę fajna - zapachowo i działaniem :) Tą oczyszczającą kupiłam po Twoim poleceniu, już jedną część zużyłam i rzeczywiście całkiem fajna jest. Ciekawe kto ją produkuje :)
OdpowiedzUsuńCo do borówkowej maski zgadzam się totalnie. Tę oczyszczającą sądzę, że warto mieć i cieszę się, że jesteś zadowolona z niej 😉 Sama jestem ciekawa, które tę maskę produkuje dla Natury, bo chętnie kupiłabym w większej pojemności na przykład 🤔
UsuńWprawdzie wolę maski w tubkach lub czyste glinki, ale lubię Bielendę, więc może z ciekawości sięgnę po ten wariant borówkowy :)
OdpowiedzUsuńBorówkową Bielendy bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńMaseczka borówkowa czeka na swoją kolej;)
OdpowiedzUsuńZ tej serii blueberry miałam piankę do mycia buzi i była genialna. Działanie maseczki, które opisujesz też by mnie satysfakcjonowało, więc może kiedyś po nią sięgnę. Co do delii to będę od niej stronić, bo jestem panikarą jak tylko zacznie mnie piec skóra. Kiedyś to zignorowałam i zrobiłam sobie kuku, więc teraz bardzo uważam. Ta trzecia z natury będzie genialna dla mnie latem. Obecnie moja skóra jest bardziej na pograniczu z suchą, latem dużo bardziej się przetłuszcza ;)
OdpowiedzUsuń