Witajcie kochane w kolejnym wpisie. Dzisiaj przyszedł czas na roczne podsumowanie związane z noszeniem lakierów hybrydowych. Nie każdej z was ta metoda przypadła do gustu, jak możemy przeczytać na różnych blogach. Dobrze wiecie jednak, że ja jestem wielkim zwolennikiem tej metody z racji, że jestem ona dla mnie dużo wygodniejsza niż tradycyjne malowanie paznokci lakierem, który nie chce ze mną zostać na dłużej niż tydzień. Swoje pierwsze wnioski na ten temat opisałam już TUTAJ, aczkolwiek wypadałoby po prawie roku zrobić kolejne podsumowanie i powiedzieć, jak manicure hybrydowy wpłynął na moje paznokcie na dłuższą metę. Jeśli was to ciekawi, zapraszam do dalszej części wpisu.
MOJA KOLEKCJA
W całej mojej kolekcji hybryd przeważa głównie marka Semilac, która była moim pierwszym wyborem na początku tej drogi, kiedy zamawiałam zestaw startowy. I potem, jak widać, miłość rozwijała się dalej, gdyż mam kilku ulubieńców wśród tej gromady, choćby biscuit, sleeping beauty czy indian roses oraz night euphoria. Nie wiem, czy to kolory idealnie w moim stylu, aczkolwiek bardzo je polubiłam i teraz nie wyobrażam sobie nie mieć ich w swoim zbiorze. Oczywiście w miarę czasu do Semilaca dołączyły też dwie nowe marki, czyli La Boom oraz Ingrid. Z dwóch wspomnianych nowości jestem zadowolona i nie mam do nich zastrzeżeń właściwie żadnych. Trzymają się dobrze na bazie oraz topie marki Semilac, które obecnie mam. Do kolekcji dołączyły niedawno też inne hybrydy, ale o tym dowiecie się więcej w nowościach listopadowych.
Całość na wzorniku
Kilka kolorów na paznokciach
Od góry: 130 Sleeping Beauty plus 037 Gold Disco, obok 153 Red Magnat plus 037 Gold Disco,
na dole: 022 Mint oraz 007 Pink Rock.
Na górze: 153 Red Magnat, obok 097 Indian Roses, obok 032 Biscuit, na dole: 130 Sleeping Beauty plus efekt syrenki La Boom oraz 148 Night Euphoria.
Moje wnioski
Jak pamiętacie z pierwszego podsumowania, na samym początku byłam zielona, jak trawa na wiosnę w dziedzinie robienia hybryd, ale w miarę czytania na ten temat w internecie oraz stosowania w praktyce w wielu wskazówek, oraz eliminowania błędów wszelkiego rodzaju doszłam do momentu, w którym radzę sobie z pomalowaniem paznokci. Może mistrzem nie jestem i wiadomo, wpadki mi się zdarzają, jednak już nie tak często, jak na samym początku. W ciągu roku zauważyłam również to, że moje paznokcie mają się dużo lepiej. Przestały się tak często łamać i rozdwajać, a jeśli mają słabszy okres, wystarczy miesięczna przerwa od robienia paznokci i kuracja moją ulubioną odżywką Sally Hansen Maximum Shield, którą pokażę niżej. Często piszecie, że mi zazdrościcie takich paznokci, że ładnie wyglądają i w ogóle, aczkolwiek tutaj zadziałał fakt, że we wszystkim należy zachować umiar, a paznokcie będą wyglądały ładnie. W trakcie stosowania manicure hybrydowego odkryłam też drugi produkt, który bardzo pomógł mi przy skórkach, tam wyżej widzicie różne tragedie skórkowe, ale to jeszcze z czasów, kiedy owego produktu w swoich zbiorach nie miałam. A mówię tutaj również o produkcie marki Sally Hansen, czyli Instant Cuticle Remover, który świetnie rozprawia się ze skórkami. Kilka sekund wystarczy, aby zostały usunięte i nie stanowiły problemu podczas robienia manicure. Dzięki temu pozbyłam się ranek od tradycyjnego radełka, które jednak jest ostre, a bambusowy patyczek, którym usuwam żel razem z rozpuszczoną skórką, jest dużo lepszy. Jedyną niedogodnością nadal jest odrost, który się pojawia po ponad dwóch tygodniach, ale ma to swoje plusy, gdyż przypomina mi, że już czas na zmianę koloru na coś nowego.
Nadal podtrzymuje również wniosek, że trwałość takiego mani jest nieporównywalna do zwykłego. I nadal oczywiście uważam, aby np. nie sprzątać bez rękawiczek silnymi detergentami typu CIF mając na paznokciach hybrydy, bo jednak nie jest to dla nich najlepsze, jak same wiecie. Ostatnim plusem jest fakt, że paznokcie świetnie rosną na hybrydzie. Dorobiłam się pewnego razu sporych szponów, ale tego może wam nie będę pokazywać.
Podsumowując: Ten rodzaj mani do dla mnie świetne rozwiązanie i uważam, że godne zainteresowania. Nadal podtrzymuję też opinię, że zanim zakupicie własny zestaw do hybryd warto umówić się na takie paznokcie do kosmetyczki i sprawdzić, czy takie rozwiązanie się wam podoba. Jeśli się przyzwyczaicie, gwarantuję, że szybko nie zrezygnujecie, jeżeli nie napotkacie żadnych problemów. A ja nadal mam ochotę testować nowe hybrydy i łączyć je z tymi, które mam.