Witajcie kochane w kolejnym wpisie. Dzisiaj mam dla was parę słów o marce Bell. Co prawda, tym razem pokażę wam na początek 3 kosmetyki, które najbardziej przypadły mi w ostatnim czasie do gustu, ale zapewne na nich się nie skończy, bo mam ich w swojej kolekcji jeszcze kilka. Natomiast zajmiemy się na sam początek podkładem, który ostatnio bardzo chwalę pomadkami oraz bazą pod cienie. Jeśli ciekawi was, co mam do powiedzenia o tej trójce zapraszam do dalszej części wpisu.Na końcu oczywiście wspomnę wam tylko, że to pierwszy ze wpisów o tej marce. Nie chciałam robić tasiemca jak na pierwszy raz :)
Bell Royal Matte Skin Camouflage 01 Light Sand| Baza Pod cienie Perfect Skin |
BELL ROYAL MAT SKIN CAMOUFLAGE 01 LIGHT SAND PODKŁAD
Na początku wyjaśnijmy sobie jedną rzecz: ten podkład ani z kamuflażem, ani z matem nie ma kompletnie nic wspólnego, ale nie znaczy to, że trzeba go skreślać z góry. Moim zdaniem bardzo ładnie wygląda na twarzy, tak przyjemnie, świetliście wręcz. Idealnie się stapia z cerą, co powoduje, że mam wrażenie, że na twarzy go nie ma po prostu, jest jak moja druga skóra wręcz. A przy tym nie warzy się, nie ciemnieje, nie włazi w pory. No cud miód i orzeszki, a wcale się tego nie spodziewałam po nim. Godny polecenia. I jak wykończę to, co mam chętnie zakupię pełnowymiarowe opakowanie.
BELL PERFECT SKIN BAZA POD CIENIE
Moje pierwsze wrażenia dotyczące tej bazy pod cienie były takie sobie. W porównaniu do Eveline miała się nijak. Natomiast w miarę używania polubiłam ją. Oczywiście jest bardzo miękka i przezroczysta, a co za tym idzie większych problemów na oku nie zakryje typu żyłki, ale baza nie jest od tego, choć dobrze, że to robi, jak w przypadku mojej obecnie ulubionej bazy pod cienie. Faktem jest to, że nie trzeba jej wiele nakładać, aby uzyskać efekt. Im więcej, tym gorzej, bo jakoś dziwnie się wtedy osadza na oku. Ciężko mi opisać to. Natomiast wystarczy rozetrzeć palcem i po problemie. Można nakładać na nią cienie spokojnie i wszystko wygląda dobrze do końca dnia. Nie wiem, jak dałaby radę na problematycznej powiece, bo ja takiej nie mam.
Bell Velvet Story Pomadki |
BELL VELVET STORY POMADKI DO UST
Muszę przyznać, że grzechem byłoby nieumieszczenie tych pomadek w tym wpisie. Powiem wam, że naprawdę je polubiłam. Aplikują się super. Sprawnie i szybko suną po ustach, nadając im kolor, a najciekawsze jest to, że można nią spokojnie wyrysować usta bez użycia konturówki. I nie są do końca matowe, tylko mają właśnie takie wykończenie typu velvet z bardzo delikatnym połyskiem. Najbardziej z całej piątki, którą posiadam do gustu przypadły mi kolory 02, 03 oraz 06. Kolorów 04 oraz 01 jeszcze nie próbowałam. Nie mam też zastrzeżeń do tego, jak się utrzymują te pomadki. Ścierają się stopniowo i delikatnie w miarę jedzenia i picia, jak nie jem i nie pije, wytrzymują jeszcze lepiej. Uwielbiam je i sądzę, że będą moim nowym uzależnieniem w tym roku :) Poniżej pokażę wam kolory oraz opowiem o nich nieco. Wspomnę tylko, że niedawno widziałam je w biedronce, więc wysoce prawdopodobne, że jednak nadal możecie je tam dostać :)
Bell Velvet Story 01|02|03 |
Kolor 01 to bardzo ciemne bordo, które prezentuje się całkiem fajnie na swatchu, ale na ustach nie wiem, czy byłby to mój kolor do końca, nie mniej jednak może niedługo będę miała na niego pomysł :)
Kolor 02 to ciepła propozycja w odcieniach nude, która na ustach wygląda całkiem ładnie i pasuje na przykład do makijażu w złocie. Sprawdziła mi się w połączeniu z kolorem 03 w świątecznym makijażu.
Kolor 03 to zupełnie moja bajka w odcieniu brudnego różu z brązem. Uwielbiam takie kolory w codziennym makijażu i zdecydowanie będzie to również moja ulubienica w przyszłości. A ten kolor w połączeniu z 02 miałam w świątecznym makijażu na ustach, co na pewno pamiętacie.
Bell Velvet Story 04|05 |
Kolor 04 to czerwień, do której nieśmiało się przekonuje. Idzie mi to powoli, ale mam nadzieję, że ta właśnie pomadka będzie tym idealnym kolorem, który będzie mi pasował na dłuższą metę. Nie jest ani zbyt czerwona, ani zbyt pomarańczowa. Po prostu ładna i wyważona.
Kolor 05 to moja najukochańsza w ostatnich miesiącach fuksja. Może tutaj nie wypadła jakoś mega imponująco, ale zapewniam was, że na ustach jest sztos. I to wielki. Jestem zachwycona nią.
I tak prezentują się moje trzy pierwsze ulubione kosmetyki marki Bell. Oczywiście postaram się jeszcze wam pokazać, jak wyglądają w praktyce, w makijażach. Natomiast kolejny wpis o tej marce poświęcimy na dwa pudry, rozświetlacz oraz kółeczko korektorów, które też przypadły mi do gustu.
A wy polecacie jeszcze jakieś kosmetyki tej marki warte uwagi? Koniecznie dajcie znać :)
Super przydatny post, na pewno kupię pomadkę,bo już niejednokrotnie im się przyglądałam :)
OdpowiedzUsuńTa fuksja wpadła mi w oko :)
OdpowiedzUsuńPomadki 01 i 03 wpadły mi w oko :) Baza pod cienie też mnie ciekawi :)
OdpowiedzUsuńPomadka w odcieniu fuksji jest przepiękna :)
OdpowiedzUsuńFuksja wygląda fantastycznie, też bardzo lubię takie kolory :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię rozświetlacz i korektor tej marki ;)
OdpowiedzUsuńPomadki bardzo mi się podobają ;)
OdpowiedzUsuńBell ma coraz lepsze kosmetyki.
OdpowiedzUsuńZ Bell miałam kiedyś szminkę i byłam zadowolona :)
OdpowiedzUsuńMuszę odkopać moją pomadkę Velvet Story, bo kompletnie o niej zapomniałam ;)
OdpowiedzUsuńDawno nie miałam kosmetyków Bell.
OdpowiedzUsuń