Dawno nie było recenzji żadnego produktu kolorowego, a o tuszu do rzęs nie wspominając. Stało się tak dlatego, że długi czas korzystałam z ulubieńców, o których wspomniałam tutaj nie raz i nie dwa. Kiedy skończyłam wszystkie tusze, postanowiłam przetestować coś innego. Widziałam wiele pozytywnych opinii o tuszach Eveline, więc jako ostatnia osoba na Ziemi przychodzę do was z recenzją tuszu variete lash show. Jak wypadł i za to tak bardzo go lubię? Przeczytacie o tym w dzisiejszym wpisie.
Dostępność
Tusz do rzęs Eveline Cosmetics Variete lash show dostaniecie w Rossmannie i Hebe. Cena regularna wynosi ok. 32 zł. Od 16 marca będzie na promocji w Rossmannie za ok. 16 zł, więc warto na niego zapolować z tej okazji. Ja sama upolowałam go w grudniu właśnie za podobną cenę, więc to naprawdę dobry deal.
Moja opinia + opis producenta
Tusz do rzęs Variete Lashes Show pozwala uzyskać efekt widowiskowej objętości rzęs. Wyjątkowa formuła oraz precyzyjna szczoteczka umożliwia pokrycie nawet najdrobniejszych włosków. Zwiększa objętość rzęs i wydłuża je optycznie już po jednej aplikacji. Utrzymuje się na rzęsach przez cały dzień, nadając spojrzeniu wyrazistości. Maskara przyciąga wzrok eleganckim opakowaniem.
W przypadku tego tuszu nie będę się zbytnio odnosić do tego, co napisał o nim producent, ponieważ nie jest to wiele informacji i są one raczej typowe dla tuszów dodających objętości i wydłużających, których najczęściej używam.
Pierwsze, co zwraca uwagę to eleganckie opakowanie tuszu, które nie sposób pominąć na drogeryjnej półce. Równie ładnie prezentuje się też w kosmetyczce, ale jest to dość trudny obiekt do fotografowania. Szczoteczka jak zobaczycie na zdjęciach niżej, jest silikonowa i ma prosty kształt. Jednak nie przeszkadza jej to dotrzeć do każdej rzęsy i bardzo dobrze pokryć ją tuszem.
Na samym początku był trochę mokry, co nie do końca lubię w maskarach, ale po tygodniu nabrał odpowiedniej konsystencji i o wiele łatwiej mi się nim malowało. Jeśli chodzi o efekt na rzęsach, to od razu widać bardzo dobre wydłużenie i rozdzielenie. Po kolejnej warstwie pojawia się też pogrubienie i lekkie podkręcenie, aczkolwiek bez zalotki ten efekt nie jest bardzo widoczny. Warto też zaznaczyć, że tusz nie skleja rzęs i nie tworzy pajęczych nóżek.
Jeśli chodzi o trwałość, nie mam mu nic zarzucenia, ponieważ jest naprawdę bardzo dobra. Tusz przez cały dzień nie kruszy się i nie osypuje, tworząc pod okiem efekt pandy. Nie wytrzymuje tylko łzawienia przy mocnym wietrze, ale schodzi w bardzo delikatny sposób, nie uszkadzając reszty makijażu i nie dając wspomnianego już efektu pandy. Nie zauważyłam też, aby podrażniał oczy i szczypał, więc to kolejny jego plus. Niżej zobaczycie, jak wygląda na rzęsach.
Generalnie lubię tusze tej marki - nie miałam jeszcze bubla, bardziej lub mniej wszystkie jakie miałam mi się sprawdziły. Najlepszy był chyba w kolorze różowego złota i właśnie ten :) Słyszałam, że różowy i fioletowy z tej linii też są fajne - kiedyś kupię!
OdpowiedzUsuńbardzo lubię od nich tusze ! :D
OdpowiedzUsuńFaktycznie, u ciebie bez zalotki się nie obędzie :D W ten sposób efekt nie jest zbyt miarodajny na zdjęciach, ale sama twoje recenzja mnie zaciekawiła :) Może kiedyś na niego się skuszę
OdpowiedzUsuńzofia-adam.blogspot.com