Witajcie w kolejnym wpisie. Dzisiaj przychodzę do was ze wpisem na temat podkładu Wet n wild photofocus, który swego czasu miał swoje pięć minut w internecie. Ja dorwałam go w drogerii Natura na promocji 50% jesienią poprzedniego roku. Często występował w makijażach tygodnia przez ten czas, aczkolwiek przyszedł moment, aby miał swoje pięć minut w osobnym wpisie. Jeśli chcecie się dowiedzieć, za co go lubię, zapraszam do dalszej części :)
Co, gdzie, jak i za ile?
Wet n wild photofocus foundation| cena i dostępność |
Podkład wet n wild photofocus foundation w kolorze soft ivory kupiłam w drogerii Natura, za ok. 15-16 zł w promocji. Cena regularna wynosi od 25 do 30 zł w drogeriach internetowych. W drogerii to 30 zł. Kolorów do wyboru mamy 3.
Co mówi producent+ moja opinia
Wet n wild photofocus foundation| opis producenta+ moja opinia |
Lekki podkład z technologią No Flashback. Zawiera kompleks regulujący wydzielanie sebum, zapewnia idealnie matowe wykończenie. Idealny do selfie.
Moja opinia
Producent naprawdę niewiele pisze o tym podkładzie, więc ciężko mi się odnieść do jego opisu. Z własnych doświadczeń opowiem wam nieco o tym podkładzie. Zaczynając od aplikacji, to tutaj są małe schody w kwestii aplikatora, aczkolwiek o tym opowiem niżej. Na skórze podkład ląduje bezproblemowo. Dobrze się nakłada, nie smuży i nie wchodzi w pory. Ładnie stapia się z cerą, oczywiście wtedy, gdy jest nałożony w rozsądnych ilościach. Mnie na co dzień wystarcza jedna warstwa, a większe niedoskonałości, jeśli takie w ogóle na skórze mam, przykrywam korektorem i to mi daje najlepsze efekty, choć można stopniować krycie tego podkładu, jeśli ktoś chce. Warto zaznaczyć też fakt, że produkt bardzo dobrze dogaduje się z moimi ulubionymi pudrami np. Bell czy Wibo, bo te najczęściej katuję w ostatnich miesiącach tak naprawdę. Nie wchodzi mi w pory, nie przesusza skóry, sam w sobie, aczkolwiek bardzo delikatnie potrafi podkreślić suche skórki, jeśli czasem mi się na twarzy zdarzą, choć obecnie to incydentalne przypadki. Ciekawe jest to, że na samym początku miałam mały kłopot z trwałością tego podkładu, bo lubił się wycierać na brodzie bez niczego, inne miejsca typu skrzydełka nosa to akurat u mnie normalna sprawa. Istnieje możliwość, że to była kwestia zbyt częstego pocierania tego miejsca, czy jakoś, bo później w miarę poznawania tego kosmetyku więcej mi się to nie zdarzyło. Podkład zawsze aplikuję na buzię gąbeczką, bo pozwala mi uzyskać najładniejszy rezultat bez efektu maski.
Skład
Opakowanie
Wet n wild photofocus foundation| opakowanie |
Opakowanie podkładu stanowi szklana, dość ciężka, zakręcana buteleczka. Na opakowaniu producent umieścił niewiele informacji, a pod odklejaną etykietą znajduje się skład. Samą buteleczką nie próbowałam rzucać, ale czy przeżyłaby upadek na przykład na kafelki w łazience, nie radzę sprawdzać.
Aplikator
Wet n wild photofocus foundation| aplikator |
I tutaj przejdziemy do gwoździa programu. Aplikator to dziwna łopatka. Nie mam pojęcia, kto wpadł na pomysł, żeby wkładać takie coś do podkładu zamiast typowej pompki, która w tym wypadku, wydaje mi się, że sprawdziłaby się idealnie. Ta łopatka, jak wspomniałam wyżej, jest dziwna i problematyczna. Nie raz zdarzyło mi się przez nią pobrudzić podkładem, jeśli wyciągnęłam za dużą ilość i chciałam szybko zaaplikować na buzię. Tutaj zdecydowanie jest potrzebna rozwaga, inaczej skończycie z podkładem z ulubionej bluzce i spodniach podczas porannego makijażu, kiedy przed wyjściem do pracy liczy się każda minuta.
Kolor, konsystencja, zapach
Wet n wild photofocus foundation| Swatche |
Kolor podkłady faktycznie jest jasny z żółtymi podtonami. Przypatrując się mu z każdej strony nie widzę żadnych podejrzanych różowych podtonów, które dość często w kolorze kości słoniowej się zdarzają, jeśli można tak to określić. Nie zauważyłam, żeby ciemniał na mojej cerze w ciągu dnia, czy dziwnie schodził miejscami, choćby na nosie od wydmuchiwania go podczas kataru. Konsystencja, jak wspomniałam wyżej jest dosyć leista i przy wyciąganiu za dużej ilości może wylądować na ubraniu, więc warto uważać, ale jak już to opanujemy, to jest bardzo dobrze.
Zapach tego kosmetyku jest dość kontrowersyjny, bo ciężko nie zgodzić się z tym, że pachnie, jak farba olejna trochę. Na całe szczęście ta woń bardzo szybko się ulatnia i nie zostaje ani na twarzy, ani na mojej ulubionej gąbce do aplikacji podkładu.
Wet n wild vs moje ulubione podkłady
Makijaż z udziałem tego podkładu/ zdjęcie poglądowe
Podsumowując: Bardzo polubiłam się z tym podkładem. Idealnie sprawdza się na co dzień, nie jest ciężki, nie włazi w pory, nie wałkuje się ani nie zbiera nigdzie. W codziennym makijażu jedna warstwa kryje, co trzeba, na większe niedoskonałości nakładam korektor, jeśli takie mam oczywiście, co zdarza mi się coraz rzadziej odpukać. Nie ciemnieje również w ciągu dnia. Wszystkie kolejne produkty na niego nałożone dobrze współgrają. Jedyną wadą może być aplikator, choć ja się przyzwyczaiłam już do niego na tyle, że nie denerwuje mnie, tak jak na samym początku.
Dajcie znać, czy testowałyście ten podkład i jakie są wasze wrażenia o nim :)
Fajny, jasny kolor :)
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze nic tej marki.
OdpowiedzUsuńOsobiście używam minerałów i do podkładów płynnych nie wrócę, jednak ten na moje dawne upodobania byłby świetny :)! Zwłaszcza kolorystycznie. Ja zachwycam się zdjęciami, są cudowne! <3 Pozdrawiam gorąco :*
OdpowiedzUsuńPierwszy raz widzę przyjemny, jasny kolor:)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny efekt. Z tej marki miałam tusz, z którego byłam bardzo zadowolona
OdpowiedzUsuńSłyszałam wiele pochlebnych opinii na jego temat. Chyba muszę się z nim zapoznać ;)
OdpowiedzUsuńKiedyś się nad nim zastanawiałam, ale ostatecznie się nie skusiłam :P
OdpowiedzUsuńDużo o nim czytałam, może kiedyś wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńOstatnio chciałam go dorwać w Naturze, ale rozsądek wygrał, ponieważ mam zbyt wiele jeszcze nieotwartych podkładów i ten tez by leżał... Szkoda że nie ma pipety albo tradycyjnej pompki, bo faktycznie ta szpatułka może być problematyczna...
OdpowiedzUsuń