Witajcie kochane w kolejnym wpisie. Dzisiaj zapraszam was na recenzję mleczka regenerującego do ciała marki Le petit marseiliais. Generalnie rzadko robię wpisy o takich produktach, ale tym razem robię wyjątek, ponieważ produkt naprawdę przypadł mi do gustu. Jeśli ciekawi was, co o nim myślę, zapraszam do dalszej części wpisu.
Co, gdzie jak i za ile?
|
Lpm regenerujące mleczko do ciała masło shea, aloes i wosk pszczeli| ocena i dostępność |
Regenerujące mleczko do ciała z masłem shea, aloesem i woskiem pszczelim dostaniecie głównie w internecie w cenie 16 zł. Podejrzewam, że stacjonarnie można szukać tego mleczka w małych drogeriach. Opakowanie produktu stanowi plastikowa butelka zaopatrzona w sprawnie działającą pompkę. Grafika na opakowaniu specjalnie go nie wyróżnia na półce, ale nie ona jest najważniejsza.
Opis producenta+moja opinia
|
lpm mleczko do ciała regenerujące| opis producenta+ moja opinia |
Regenerujące mleczko do ciała Le Petit Marseillais Lait Reparation to delikatny produkt polecany do codziennej pielęgnacji przesuszonej i zniszczonej skóry. Jego receptura powstała na bazie naturalnych składników aktywnych:
- masło shea - głęboko nawilża i doskonale odżywia
- aloes - łagodzi podrażnienia oraz koi przesuszoną i zniszczoną skórę
- wosk pszczeli - ma działanie bakteriobójcze, wygładzające i uelastyczniające
Natychmiast po zastosowaniu skóra jest przyjemnie miękka, wspaniale gładka oraz maksymalnie zregenerowana i pięknie pachnąca.
Moja opinia
Mleczko dostałam w zestawie razem z żelem pod prysznic. Akurat tak wyszło, że moja skóra była mocno przesuszona i potrzebowała sporej dawki nawilżenia, a wszystko m.in. przez moją nieregularność w stosowaniu smarowideł do ciała oraz spustoszenie spowodowane balsamem z Avonu, który pokazywałam w bublach jakiś czas temu. Pomógł mi bardzo krem do ciała Dove, ale ona wchłania się trochę dłużej i nie zawsze chce mi się czekać na to, aż będę mogła się ubrać. Włączyłam je więc do codziennego balsamowania to mleczko, jeszcze pod koniec lutego z tego co pamiętam i jestem z tej decyzji zadowolona. Wracając jednak do meritum. Odnosząc się do obietnic producenta, mojej skórze ten produkt naprawdę przyniósł ulgę. Faktycznie jest nawilżona, zregenerowana i ukojona. Cały dyskomfort związany z suchą skórą na ciele, a szczególnie na łydkach, po prostu zniknął. Ważne jest również to, że mleczko bardzo szybko się wchłania w skórę, parę chwil i można zakładać ubranie, co na początku troszkę mnie zdziwiło i wzbudzało obawy, czy na pewno zadziała, ale jednak to prawda. Dodatkowo samo nawilżenie utrzymuje się przynajmniej dwa dni i nie zmusza mnie do codziennego smarowania ciała, co osobiście nie za bardzo lubię robić. Podoba mi się również bardzo zapach mleczka, a właściwie balsamu, jak dla mnie, ale o tym opowiem niżej.
Skład
|
Lpm mleczko regenerujące| skład |
Aplikator
|
lpm mleczko regenerujące| aplikator |
Aplikator w opakowaniu to jak wspomniałam wyżej pompka. Bardzo lubię takie rozwiązania, ponieważ balsam do ciała dzięki temu sprawniej się zużywa. W tym wypadku nic się nie zacina i nie pluje produktem na rękę, a sprawnie wychodzi z opakowania.
Kolor, konsystencja, zapach
|
lpm mleczko regenerujące| kolor, konsystencja, zapach |
Kolor mleczka, jak widzicie jest typowo biały. Konsystencja kosmetyku sama w sobie jest naprawdę lekka i szybko się wchłania w skórę. Dla mnie to tak naprawdę taki balsam o lekkiej konsystencji, ale świetnym działaniu. Nie przelewa się przez palce i łatwo rozsmarowuje na skórze, a do tego naprawdę szybko się wchłania i przynosi ukojenie skórze. Ostatnim nie mniej ważnym punktem jest zapach. Tutaj z jednej strony czuję coś ciepłego i otulającego, miodowego, a z drugiej strony przebija się lekki i świeży aloes. Połączenie naprawdę udane moim zdaniem. Woń zostaje przez kilka chwil na ciele i na szczęście nie powoduje bólu głowy ani innych nieprzyjemnych odczuć.
Podsumowując: Bardzo polubiłam mleczko regenerujące lpm. Przede wszystkim za to, że świetnie działa i faktycznie działa nawet na mocno przesuszoną skórę, a do tego niezwykle szybko się wchłania i przyjemnie pachnie. Cenię sobie w nim również to, że nawilżenie utrzymuje się dłużej niż jeden dzień. Jeśli nie lubicie balsamowania tak jak ja, a szukacie produktu, który działa, a przy tym nie sprawia kłopotów ze wchłanianiem to polecam serdecznie.
Ja miałam inną wersję mleczka z LPM i bardzo ją lubiłam :)
OdpowiedzUsuńmiałąm inną wersję i była super :D
OdpowiedzUsuńWieki nie miałam żadnego kosmetyku tej marki..Widziałam je jakoś ostatnio w Biedronce na promocji, ale nic szczególnego nie wpadło mi w oko.
OdpowiedzUsuńLubię mleczka z tej marki, ale tego jeszcze nie miałam. :)
OdpowiedzUsuńNie polubiłam się z produktami tej marki, a miałam takie które były baaaardzo zachwalane w blogosferze. To mleczko też mnie nie kusi, zwłaszcza że zawiera uczulający mnie aloes.
OdpowiedzUsuńNaprawdę lubię masło shea w kosmetykach do ciała. Tak jak nie sprawdza się u mnie na twarzy to w balsamach daje radę i fajnie nawilża. Z aloesem też się polubiłam, ale LPM jeszcze nie miałam. Może kiedyś, bo teraz na liście mam kilka innych kosmetyków do ciała, które muszę spróbować :)
OdpowiedzUsuńJa też nie lubię balsamowania ;)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za mleczkami czy też balsamami ;)
OdpowiedzUsuń