Witajcie kochane w kolejnym wpisie. Dzisiaj wpadam do was z kolejną recenzją maseczkową. W ostatnich miesiącach staram się częściej stawiać na maseczki wielokrotnego użytku zamiast saszetek. Wychodzi różnie, jak same wiecie, ale staram się ze sobą walczyć i mam nadzieję, że uda mi się w pewnym momencie całkowicie przejść na taką formę maskowania. Bohaterką tego wpisu będzie maska enzymatyczna papaja marki Nacomi. Jeśli ciekawi was, jak się u mnie sprawdziła, zapraszam do dalszej części wpisu.
Cena i dostępność
Maska enzymatyczna papaja dostępna jest stacjonarnie w drogerii Hebe i kosztuje 39,99zł. Swój egzemplarz kupiłam w drogerii ekobieca.pl i tam do niedzieli złapiecie ją na summer sale za 22,39zł, więc uważam, że to fajna cena. Sama kupiłam ją też z rabatem jakiś czas temu chyba w podobnej cenie.
Opis producenta+ moja opinia
- złuszcza
- ujednolica koloryt skóry
- rozświetla
- spowalnia procesy starzenia się skóry
Maseczka odpowiada za delikatne złuszczanie martwego naskórka, dzięki zawartości papainy i owocowych kwasów AHA. Działa na zasadzie chemicznej, dlatego jest odpowiednia nawet dla skóry wrażliwej. Dodatkowo do jej właściwości można doliczyć zmniejszenie nadmiaru sebum, poprawę kolorytu oraz ogólnego stanu cery. Po jego stosowaniu skóra pozostaje gładka, odświeżona, a po kilku użyciach poprawia elastyczność.
Składniki aktywne:
- papaina i kwasy AHA - złuszczają naskórek bez mechanicznego tarcia,
- biała glinka - łagodzi i neutralizuje, dostarcza cennych minerałów oraz redukuje ilość obecnego na skórze sebum,
- ekstrakt z czerwonego żeń-szenia - intensywnie nawilża, łagodzi podrażnienia, poprawia koloryt,
- miedź i wyciąg z kwiatów nagietka - wspiera wzmocnienie włókien kolagenowych.
Nie do wszystkich obietnic producenta w przypadku tej maski będę w stanie się odnieść, ale powiem wam, że praktycznie w całości zgadzam się z opisem. Pierwsze, co mnie zaskoczyło w tej masce to obecność drobinek, które przypominają mak, co zobaczycie niżej na zdjęciu konsystencji. Nie spodziewałam się ich w środku wcale, ale na szczęście nie są denerwujące i nie wchodzą wszędzie, gdzie to możliwe, więc nie musicie się obawiać, że przy spłukiwaniu zamiast zejść będą na skórze, czy we włosach. Dodatkowo nie są ostre, więc nie podrażniają skóry. Przechodząc do działania maski, to nie jest to może mocny produkt, ale fajnie sobie radzi, kiedy cera jest w gorszej kondycji. Bardzo ładnie wycisza niedoskonałości, nawilża i rozświetla. Dodatkowo nieźle radzi sobie z porami i sebum, co pozytywnie mnie zaskoczyło, bo myślałam, że będzie to głównie opcja nawilżająca i bardziej kojąca. Co istotne maska nie zasycha na skórze, więc nie trzeba mieć pod ręką hydrolatu, aby ją nawilżać. Zmywanie również jest bardzo łatwe, jak napisałam wyżej i to mimo drobinek maku, które tutaj są bardziej bajerem tak naprawdę.
Opakowanie
To klasyczny słoiczek o pojemności 50 ml tym razem w pomarańczowym kolorze. Opakowanie bardzo łatwo otworzyć też mokrymi dłońmi, za co bardzo lubię tego typu rozwiązania, kiedy nic się nie ślizga i nie wypada z rąk. Opakowanie nie ma wymyślnej grafiki, ale nawet ta prosta jest dla mnie ok, ponieważ zawiera potrzebne informacje oraz skład produktu.
Co raz częściej mam ochotę na kosmetyki tej marki :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie maski :) Tą chętnie poznam.
OdpowiedzUsuńNie miałam tej maski, jeszcze :D
OdpowiedzUsuńPlanuję ją wypróbować :)
OdpowiedzUsuńJak Ci kiedyś mówiłam chcę sprawdzić wszystkie ich maski, także i ta jest na mojej liście. Chociaż teraz bardziej ciekawi mnie opcja z glinką niebieską. Ale i tą na pewno kupię :) Fajnie, że nie tylko jest taka kojąca, bo też się tego spodziewałam :)
OdpowiedzUsuń