Jak dobrze wiecie, staram się odchodzić od maseczek do twarzy w saszetkach i częściej korzystać z tanich opcji w tubkach i słoiczkach. O marce argan my love usłyszałam po raz pierwszy, kiedy kupiłam mojej siostrze czyste masło shea do smarowania dłoni. Kiedy znalazłam maskę z pudrem arganowym, od razu poczułam się zainteresowana, bo przyznam, że wcześniej nigdzie nie widziałam takiego produktu ani tańszej, ani droższej marki. Jeśli ciekawi was, czy warto było ją przetestować i jakie mam wnioski po tym, koniecznie ze mną zostańcie.
Lekka, kremowa konsystencja maski o subtelnym, relaksującym zapachu to doskonała kompozycja oleju arganowego, oleju z pestek moreli, oleju sezamowego, masła z nasion kakaowca oraz pudru arganowego. Doskonale wygładza, nawilża, odżywia, a delikatne drobinki pudru przyjemnie masują jednocześnie delikatnie pilingują, pobudzając krążenie i ujędrniając skórę. Po takim masażu skóra twarzy będzie odmłodzona i odświeżona a drobne niedoskonałości i przebarwienia mogą zostać wyrównane. Maska jest bardzo łagodna przez co odpowiednia dla każdego rodzaju skóry.
Dla mnie nowość ale ciekawa:D
OdpowiedzUsuńZnam ją z Twojego bloga i przyznaję, że wygląda ciekawie! Szkoda tylko, że jest tak słabo dostępna :(
OdpowiedzUsuńZa 6 złotych to żal nie wziąć :) O marce słyszę pierwszy raz ;)
OdpowiedzUsuńŚwietna cena za maskę z fajnym składem! Za 6zł to aż żal nie wypróbować ;) Podoba mi się działanie i konsystencja :)
OdpowiedzUsuń